Grzejan |
Moderator |
|
|
Dołączył: 03 Paź 2010 |
Posty: 356 |
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Skąd: Polska |
|
|
|
|
|
|
Poprzedni trener reprezentacji Polski Leo Beenhakker zarabiał gigantyczne pieniądze w PZPN, ale podpisywał również świetne kontrakty reklamowe (m.in. z Bankiem Zachodnim WBK), które stanowiły ok. 50 proc. jego dochodów w Polsce.
Franciszek Smuda poza kontraktem gwarantującym mu zarobki w wysokości 120 tys. zł miesięcznie (ponad dwukrotnie mniej niż Leo), nie dostaje nic więcej. Do tej pory nie widzieliśmy żadnej reklamy z udziałem selekcjonera, który w czasie mistrzostw i tuż przed nimi będzie z pewnością postacią bardziej rozpoznawalną w Polsce niż premier czy prezydent.
Jak ustaliliśmy, była szansa na przełamanie. Kilka tygodni temu do selekcjonera miał zgłosić się przedstawiciel Coca-Coli, oferując za sprzedaż wizerunku trenera do czasu zakończenia mistrzostw Europy 300 tys. euro. Franz chętnie przyjąłby ofertę i właściwie już witał się z gąską, ale najprawdopodobniej nic z tego nie będzie.
Według wtajemniczonych podczas ostatniego zgrupowania reprezentacji Polski w Portugalii doszło do męskiej rozmowy między Smudą a Andrzejem Placzyńskim z firmy Sport Five, która w imieniu związku prowadzi politykę marketingową PZPN.
Na kontrakt z Coca-Colą związek się nie godzi, ponieważ ma podpisaną umowę reklamową z Foodcare, firmą produkującą m.in. napój izotoniczny 4Move. - Nie widziałem umowy pana Smudy z PZPN, ale standardowo powinien być w niej zapis o zakazie konkurencji. A nawet jeśli go nie ma, to pewnych rzeczy po prostu się nie robi. Byłby to niepożądany dysonans - powiedział nam Tomasz Cieślik ze Sport Five. Andrzej Placzyński dodał, że Smuda ma prawo do sprzedaży swojego prywatnego wizerunku, ale tylko w przypadku, gdy nie będzie to uderzało w interesy związku. - Tutaj w ogóle nie ma o czym dyskutować. Po prostu tematu już nie ma. Po to pan Smuda zarabia świetne pieniądze w związku, aby mógł skupić się na pracy z reprezentacją. I nie interesują mnie jego prywatne odczucia w tej sprawie - powiedział stanowczo.
Dwa miesiące temu Coca-Cola zabiegała o to, aby być jednym z oficjalnych sponsorów reprezentacji (są nimi obecnie 4Move, Biedronka, Nike i Warka, a sponsorem tytularnym jest Orange). PZPN chciał podpisać kontrakt z producentem napoju izotonicznego dla sportowców. Wybrano ofertę Foodcare, która ma w ofercie izotonik 4Move, a nie Powerade Coca-Coli, bo pierwsza z firm dawała więcej i nie rezerwowała sobie tak dużego obszaru działania.
Smuda wykorzystywany byłby w kampanii reklamowej firmy, ale najprawdopodobniej nie izotoniku, który stanowiłby konkurencję dla 4Move. Można przypuszczać, że takie były właśnie argumenty selekcjonera, który liczył na zgodę PZPN.
Dziewięć lat temu podczas mistrzostw świata w Korei Coca-Cola też była przedmiotem sporu w kadrze. Zawodnicy domagali się pieniędzy od PZPN za to, że ich wizerunek znajdował się na szklankach, w których serwowano napój w sieci McDonald's. Konflikt gasił ówczesny wiceprezes PZPN Zbigniew Boniek, który po pierwszym meczu pokłócił się z występującym w imieniu zawodników Markiem Koźmińskim. Założyli oni sprawę PZPN, korzystając z pomocy krakowskiego adwokata. - To była zupełnie inna bajka - mówi nam Boniek. - Zawodnicy dostawali wówczas świetne pieniądze, ale byli tak napompowani myślą, że jadą po mistrzostwo świata, że uderzyła im woda sodowa do głowy. Powiedziałem wówczas w szatni, że mają się skupić na grze, a sprawą zajmiemy się po powrocie do Polski. I jakoś nikt już później o nic się nie upominał.
Inaczej o sprawie mówią sami zawodnicy. - Zibi wszedł do szatni po przegranym meczu i powiedział, że jak w ciągu 24 godzin nie wycofamy pozwu, to nikt z rady drużyny nie zagra w meczu z Portugalią - powiedział jeden z zawodników. Inny zdradził, że drużyna dostała wówczas po cichu rekompensatę. Na umówione konto w Irlandii wpłynęło 800 tys. euro, a później długo dzielił tę kwotę Koźmiński.
- Tutaj to mi najbardziej szkoda tego Franka. Już się przymierzał do tej kasy, już sobie wszystko pododawał, zaplanował, a nawet jej nie dotknie. I słusznie. Nie może być tak, że trener reklamuje konkurencję firmy, z którą kontrakt podpisał związek. Smuda jest pracownikiem PZPN i musi sobie z tego zdawać sprawę. Nasz selekcjoner ma takie skłonności, aby chodzić własnymi ścieżkami. Już kiedyś, jak był trenerem Legii, to paradował w dresie Adidasa, choć klub miał podpisany kontrakt z Nike - przypomniał Zibi.
Były wiceprezes PZPN dziwił się, że Smudzie musi to wyjaśniać Andrzej Placzyński. - Przecież tak naprawdę to jest w gestii prezesa PZPN, czyli pracodawcy selekcjonera. W każdej porządnej korporacji istnieje pewien ład, są zasady, ludzie wiedzą, za co są odpowiedzialni. A w PZPN? Nie. Niech mnie pan nie ciągnie za język, bo musiałbym znów powiedzieć rzeczy, o których nie chce mi się mówić - dodał Boniek.
Konflikty na linii selekcjoner - indywidualni sponsorzy to w kadrze od lat chleb powszedni. Za czasów Janusza Wójcika doszło do skandalu, kiedy podczas oficjalnej konferencji prasowej w hotelu Sobieski pracownik PZPN próbował usunąć banery reklamowe i butelki z piwem jednego z browarów. Okazało się, że trener podpisał z nim kontrakt bez wiedzy pracodawcy. Skończyło się na tym, że Wójcik wyrzucił "nachalnego" działacza związku z hotelu. Jerzy Engel, który zarabiał, będąc twarzą promocji w McDonald's i reklamując Erę, uśmiechał się z plakatów z napisem "Selekcja była prosta", próbował też usiąść na ławce rezerwowych w dresie Adidasa, choć kadra miała ważny kontrakt z Pumą.
Smudzie nie powiodło się z Coca-Colą, ale to nie musiała być jego ostatnia szansa. Powinien szybko zatrudnić sobie agenta, który znajdzie mu sponsora z innego segmentu niż firmy współpracujące już z PZPN. Jedno jest bowiem pewne. W związku ze zbliżającym się Euro 2012 twarz Smudy będzie coraz droższa. Źródła: Polska - The Times |
|